środa, 9 marca 2016

2. Urodziny


            Weszłam do środka i usłyszałam głośne, radosne „niespodzianka”. Uśmiechnęłam się do nich szczerze. Wiedziałam, że Alice urządzi przyjęcie, jak co roku. Dziesiąty września, moje urodziny. Za trzy dni są urodziny Belli. Jednak ona nie lubi przyjęć i prezentów. Ale moją ciocię to nie interesowało. I tak każdego roku urządza jej imprezę. Skromną, bo tylko na takie jest w stanie zaciągnąć moją mamę. Kiedy ja pogrążyłam się w rozmyślaniach wszyscy zaczęli śpiewać „Sto lat!”. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Gdy już skończyli po kolei do mnie podchodzili. Pierwszy byli rodzice. Mocno mnie przytulili i odeszli na bok robiąc miejsce dla reszty. Następni podeszli do mnie dziadkowie – Esme i Carlisle. Później dziadek Charlie, Jacob – kiedy on mnie przytulał znowu się zarumieniłam – Rosalie i Emmett, a na końcu Jasper i Alice.

            W tej chwili do salonu weszła Esme niosąc ogromny tort pomarańczowy, na którym paliło się sześć różowych świeczek. Pomarańcze, chyba jedyne ludzkie jedzenie nie wliczając lodów i napoi, które mi smakowało.
- Pomyśl życzenie księżniczko i  zdmuchnij te świeczki zanim się wypalą – powiedział z uśmiechem Jake. Ten sam Jake, z którym wygłupiałam się dzisiaj na plaży, ten sam, który był przy mnie prawie każdego dnia mojego życia. Spojrzałam porozumiewawczo na mamę, aby wzięła mnie pod swoją tarczę i pomyślałam życzenie. „Chciałabym, aby mój przyjaciel był kimś więcej niż tylko przyjacielem” i wypuściłam powietrze z płuc wprost na różowe świeczki – zdradzisz mi co pomyślałaś? – pytał zaciekawiony, jakby każde słowo, które powiem było cenniejsze niż wszystko inne na świecie.

- Nie, bo się nie spełni – tak naprawdę nie chciałam, żeby ktoś dowiedział się o czym myślę od kilku dni.

- Dobra koniec tego gadania – usłyszałam wysoki głosik Alice. Piękna, niska wampirzyca o twarzy chochlika i krótko ściętej, stojącej na wszystkie strony, kruczoczarnej fryzurce. Kochała urządzać przyjęcia, to właśnie ona urządzała wszystkie imprezy w naszej rodzinie. Nawet wesele rodziców, wtedy jednak troszkę pomagała jej babcia Esme – pora na… - zawiesiła teatralnie głos – PREZENTY! – wykrzyknęła radośnie. – No chodź Nessie. Pierwszy ten od Esme i Carlisle’a.

            Podała mi małe pudełeczko owinięte w fioletowy papier ozdobny z czerwoną wstążeczką. Rozwiązałam kokardkę i podniosłam wieczko. Moim oczom ukazał się niewielki mosiężny kluczyk, a pod spodem karteczka z napisem : „Nessie, mamy nadzieję, że twój nowy domek Ci się spodoba. Jest niedaleko kamiennego domku i naszego domu, więc będziesz mogła odwiedzić nas w każdej chwili. Dziadek i Babcia.” Naprawdę się wzruszyłam. Faktycznie od jakiegoś czasu marzyłam o własnym, malutkim domku gdzieś w pobliżu, ale nie sądziłam, że rodzice się na to zgodzą. Wstałam, podbiegłam do dziadków i mocno ich uściskałam.

- Dziękuje, dziękuję, dziękuje! – krzyknęłam radośnie.

- Czyli mamy rozumieć, że prezent ci się podoba? – spytała Esme.

- Oczywiście, że tak. Jakże mogłoby być inaczej? – to pytanie retoryczne upewniło wszystkich, że prezent był trafiony w stu procentach.

            Następne pudełeczko, które podała mi Alice było w jasnozielonym papierze prezentowym i miało ciemnozieloną kokardkę. Ten był od Jacoba. Serce zaczęło mi troszkę szybciej bić, a policzki nabrały delikatnie czerwonej barwy. Rozwiązałam wstążeczkę i podniosłam pokrywkę. Była tam bransoletka z rdzawo brązowym wilkiem, bardzo podobna do tej, którą Jake kiedyś zrobił mojej mamie, jednak na tej w pudełku wisiał dwa razy większy wilk. Byłą piękna. Spojrzałam na przyjaciela i ruchami warg powiedziałam „Dziękuję”. Uśmiechnął się do mnie i skinął głową na znak, że zrozumiał. Kolejny prezent, który podała mi ciocia był od rodziców. Poznałam, po niebieskim papierze, w który owinięty był prezent. Powolutku zdarłam go i otwarłam pudełko. Kupili mi duży, dotykowy telefon htc w kolorze srebrnym. Był śliczny. Szybko ich przytuliłam i usiadłam znowu na kanapie.
- No to teraz nasz – powiedział Emmett i podał mi niezapakowane granatowe pudełeczko. „Nasz” to znaczy od niego i Jaspera. Otworzyłam je i znalazłam w nim kluczyki do sportowego, czarnego audi R-10. Po raz kolejny wstałam i mocno ich przytuliłam. Kolejny prezent był od dziadka Charliego. Rozpakowałam go. Była to książka. Kochałam czytać i on doskonale o tym wiedział.

- „1001 legend świata”, w moim guście – powiedziałam z uśmiechem patrząc na dziadka i jego również uściskałam.

- No to został już tylko nasz – powiedziała Rose – twoja mama zabroniła nam kupować ci jakiekolwiek ubrania lub buty – w tym momencie Alice zrobiła smutną minę – dlatego mamy dla ciebie coś innego – i teraz obie się uśmiechnęły. Spojrzały na siebie, wbiegły po schodach na górę, a już po sekundzie były spowrotem na dole. Trzymały w rękach ogromny obraz, na którym ktoś zamieścił scenę sprzed kilku dni. Słoneczna polanka, Jacob, leżący pod postacią wilka i ja, siedząca i opierająca się o niego. Był wspaniały. – powiesisz go sobie nad kominkiem w swoim domku, piękny prawda?

- Przepiękny. – w oczach miałam łzy, Jake podszedł do mnie, objął mnie i ramieniem i powiedział:

- Tak, jest wspaniały – teraz naprawdę wyglądało to bardziej jakbyśmy byli parą, a nie przyjaciółmi, ale nie przeszkadzało mi to. Znowu się zarumieniłam, ale tym razem nie spuszczałam wzroku. Wpatrywałam się w ten cudowny obraz i wspominałam tamten dzień.

- Co powiesz na małą przejażdżkę księżniczko?- zapytał Jacob uśmiechając się do mnie łobuzersko. Uwielbiałam ten uśmiech. Serce zaczęło mi trochę szybciej bić i lekko się zarumieniłam.

- Jasne- odpowiedziałam mu również uśmiechem. Jake zniknął na moment w drzewach i po chwili wrócił pod postacią rdzawo brązowego wilka. Schylił się bym mogła wejść mu na grzbiet. Złapałam dłońmi sierść na jego karku i pobiegł w las.

 Był śliczny słoneczny dzień. Biegł tak przez kilka minut. Nagle poczułam potrzebę, żeby się do niego przytulić, więc po prostu położyłam się na brzuchu i objęłam jego szyję. Zatrzymał się na ślicznej polanie. Zeskoczyłam z niego i znowu na kilka sekund zniknął w drzewach.

            Wrócił, jak to miał w zwyczaju, w samych spodniach, bez koszulki. Po raz kolejny tego dnia serce zabiło mi mocniej i szybciej, moje policzki nabrały czerwonej barwy.

- Tak mocno się mnie trzymałaś jak biegliśmy, coś się stało, przestraszyłaś się czegoś?- zapytał lekko zaniepokojony.

- Nie, nic się nie stało, po prostu… - urwałam, trochę wstyd mi było to przyznać, ale spojrzał na mnie wzrokiem mówiącym „mi możesz powiedzieć wszystko”, więc się przełamałam- po prostu chciałam się do ciebie przytulić. – uśmiechnął się słodko i usiadł koło mnie na trawie. Siedzieliśmy tak ponad godzinę, po czym Jake powiedział, że powinniśmy się już zbierać. Zniknął trzeci raz dzisiaj, aby zmienić się w wilka i wrócił po kilku sekundach.

- Możemy posiedzieć jeszcze kilka minut? Proszę – powiedziałam kiedy się schylał. Już chciał iść wrócić do swojej ludzkiej postaci, gdy zatrzymałam go – możesz zostać tak – powiedziałam uśmiechając się. Położył się powrotem na trawie. A ja usiadłam i się o niego oparłam. Nawet nie pamiętam, kiedy wtedy zasnęłam.
To właśnie ten moment był uwieczniony na obrazie od Alice i Rose.”

            Moje rozmyślania przerwało głośne chrząknięcie Jacoba. Jeszcze raz spojrzałam na obraz, uśmiechnęłam się do wspomnień i zaczęłam razem z resztą rodziny świętować moje urodziny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz